26 sierpnia 2015

when i was your man



Free Image Hosting at FunkyIMG.com



Bezszelestnie przesuwam krzesłem po podłodze, siadam i wpatruję się w Twoje zdjęcie godzinami. Nie potrafię bez Ciebie żyć, maleńka, nie potrafię. Chciałbym, tak jak Ty, tak łatwo i szybko pożegnać się z miłością, ale moje serce zamarza coraz bardziej każdego dnia bez Ciebie, Twoich ust, Twojego ciepłego i tajemniczego uśmiechu. Przewróciłaś moje życie do góry nogami i, cholera, tak bardzo mi się to podobało i podoba nadal. I chociaż byłaś moją pierwszą miłością, przez którą tak cierpię, to nie żałuję.
 Nie żałuję tego, że wybrałem tę restaurację, w której pracowałaś, z setki innych. Gdy otworzyłem drzwi, od razu zwróciłem na ciebie uwagę. Stałaś kilka kroków przede mną, przyjmując zamówienie jakiejś pary. Podszedłem do pierwszego lepszego stolika i modliłem się w duchu, abyś to Ty przyjęła ode mnie zamówienie. Zachowywałem się jak napalony nastolatek, ale już samo Twoje poruszanie było cudowne. Moje modlitwy zostały wysłuchane i podeszłaś. Ze szczerym uśmiechem mnie powitałaś i od razu wiedziałem, że to na Ciebie czekałem przez ostatnie lata.
Od Twojego wyjazdu nie poleciała mi ani jedna łza. Dobrze wiesz, że zawsze lubię zgrywać twardziela i teraz nawet nie umiem się zmusić, by się rozpłakać. A czasem mam taką dużą ochotę rozbeczeć się jak dzieciak potrzebujący mamusi.

Twój na zawsze
Dylan

Rzuciłem długopisem o stół i szybko wstałem z miejsca. Wyjąłem z kieszeni paczkę czerwonych Marlboro i zabrałem jednego papierosa, wsadzając go od razu do ust. Odpaliłem go zapalniczką i gdy tylko poczułem błogie uczucie, wypuściłem powoli dym, rozluźniając się przy tym. Mijał dokładnie miesiąc, od kiedy mnie opuściła. Na początku próbowałem sobie wmawiać, że nasze rozstanie nie było moją winą. Ale po tygodniu zrozumiałem, że popełniłem błąd. Okropny błąd, za który przypłaciłem i nadal przypłacam bolącym sercem. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że mogłem jej tak bardzo pragnąc i tak bardzo za nią tęsknić. Chciałbym poczuć jej dotyk, usta i zobaczyć, jak porusza się w ten swój osobliwy jedyny sposób — z gracją, prawie na palcach, jakby była baletnicą.
Zamknij się, Dylan. Nie możesz tak mówić.
Z początku było pięknie. Sądziłem, że to ta prawdziwa miłość, która trafia się raz w życiu. Najwyraźniej się pomyliłem. Nie wiem, co zrobiłem nie tak. Ta dziewczyna zawładnęła mną do tego stopnia, że nie zauważałem nikogo innego oprócz niej.
Gdy usłyszałem dzwonek do drzwi, nawet nie drgnąłem. Nie miałem ochoty widzieć nikogo na oczy. Nawet jej.
— Dylan?
Momentalnie odwróciłem się zdziwiony i z wrażenia opuściłem papierosa na podłogę. Nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem.
Stała tam: taka piękna pomimo podkrążonych oczu, zapadniętych policzków i brudnego ubrania. Jej cudowne usta były sine. Od razu przypomniał mi się moment naszego pierwszego pocałunku. Najlepszego i najcudowniejszego pocałunku, jaki kiedykolwiek przeżyłem i zapewne przeżyję.
— Ja… — Urwała, gdy zobaczyła, że do niej podchodzę. Powoli, upewniając się, czy czasem nie jest dziwnym zwidzeniem i kłamstwem.
— Ja… — zaczęła ponownie.
— Ciii… — powiedziałem, przykładając jej palec do ust. — Wiem, co chcesz powiedzieć.
— Naprawdę? — zapytała, biorąc moją dłoń w swoją i delikatnie ją pocałowała. — Tak cię kocham, Dylan.
Z zachłannością wpiłem jej się w usta, jakby było to moje marzenie od zawsze. Po miesiącu cierpień odzyskałem ją.
Odzyskałem mój świat. 

N/O: Typowa miniaturka. :v Kolejna notka już we wrześniu. Dlaczego wakacje tak szybko przemijają? :( 

6 sierpnia 2015

Och, Mery #1 One day, one room



 
(c) Carllton

*** 
***


17 października 2015

Bardzo trudno wyciągnąć przyjaciółkę z opresji, kiedy samemu jest się w kiepskim nastroju. Jednak wiedziałam, że nie mogę jej zostawić w takim stanie; zapłakanej, smutnej i z brakiem chęci do wykonania jakiejkolwiek czynności, o którą ją proszę. Od dwóch godzin siedzę obok niej na łóżku i od dłuższego czasu streszczam swoje dotychczasowe życie. Zaczęłam od liceum, które udało mi się ukończyć z wyróżnieniem, dzięki czemu dostałam się na wymarzone studia. Niestety, nawiasem mówiąc, z powodów dla mnie oczywistych (dla innych niekoniecznie) musiałam przerwać je w połowie i chociaż przez chwilę chciałam poczuć się jak normalna osoba, której nie zna cały świat, to i tak wiedziałam, że ktoś się w końcu o mnie dowie.
Bycie córką prezydenta Stanów Zjednoczonych niosło ze sobą pewne korzyści. Mogłam mieć wszystko: począwszy od najnowszych butów od Chanel, a skończywszy na najnowszym Ferrari. Pozytywów było wiele i zdawałam sobie sprawę z tego, że prawie wszyscy, którzy mnie znali, chcieliby zająć moje miejsce.
Chyba nigdy się nie dowiedzieli, jak wygląda prawdziwe życie.
Każdy bliższy krewny prezydenta jest w pewien sposób sławny. Śledzą go i marzą o uwiecznieniu złego ruchu, który spowoduje, że cały kraj będzie miał o czym mówić, a stacja czy gazeta zarobi na tym temacie.
— Odezwiesz się w końcu do mnie? — Powtarzałam to pytanie po raz trzeci, ale cisza, która trwała w pokoju, nie pozwalała mi na normalne myślenie. Uwłaczała mi; powodowała, że chciałam rzucić Mery o stół. — Mery, jeśli w tej chwili nie wypowiesz chociaż jednego słowa, będę zmuszona wpuścić tutaj tych lekarzy. A wiem, jak ich nienawidzisz.
Ku mojemu zdziwieniu jej ręka nagle się poruszyła i przesunęła z kolana na udo. Powoli odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się zimno. Znana była z tego braku fałszywości; jej uśmiech potrafił rozweselić niejedną osobę — nigdy nie zdarzyło mi się pocieszać Mery, bo sama doskonale dawała sobie radę z emocjami. To typ optymisty, który wędruje po swoich żółtych drogach, patrząc na świat przez różowe okulary.
— Nie wiesz, co on mi zrobił — powiedziała cicho, marszcząc lekko czoło. — Nigdy tego nie doświadczyłaś i zapewne nigdy nie doświadczysz.
— Nie widziałyśmy się dwa lata, Mery — oświadczyłam, delikatnie się uśmiechając i ściskając jej lodowatą dłoń. Przeszedł mnie zimny dreszcz. — Nawet nie masz pojęcia, ile przez te dwa lata wycierpiałam... — Westchnęłam głęboko i szybko podniosłam się z miejsca, podchodząc do okna. Ciemne chmury, z których padał deszcz, powoli przesuwały się na zachód. Widziałam wyraźnie, jak duże krople odbijają się o brązowy parapet i spadają na ziemię, zapewne tonąc w tłoku innych kropelek.
Mery nienawidziła brzydkiej pogody. Sama wtedy zachowywała się jak burza. Tylko ja wiedziałam, dlaczego tak reagowała na nieprzyjazną pogodę. To nie była zwykła obawa przed piorunami, wiatrem, deszczem, tylko coś więcej, coś, co czuła tylko Mery. Obiecałam przyjaciółce, że nigdy nie zdradzę jej sekretu — i zamierzałam dotrzymać słowa. Za bardzo ją kochałam, pomimo tych dwóch lat, przez które tak się od siebie oddaliłyśmy.
Jej twarz przerażała. Kości policzkowe uwydatniały opuchnięte i pokaleczone od przygryzania zębami wargi, cienie pod oczami tylko potęgowały smutny wygląd, a włosy — niegdyś zawsze pięknie ułożone w niedbałego koka — teraz były przetłuszczone, suche i zniszczone. Takiej Mery Cross nigdy nikt nie widział i musiałam dopilnować, aby tak pozostało.
— Kochanie... — powiedziałam, odwracając do niej głowę i uśmiechając się przyjaźnie. Blondynka nawet na mnie nie spojrzała. — Opowiem ci coś, co raczej nie będzie miłą bajeczką, jaką ci tutaj serwują co wieczór. Mam nadzieję, że w końcu przejrzysz na oczy i zobaczysz, że ludzie wokół ciebie przeżywają gorsze tragedie.
Ponownie usiadłam na krześle i zaczęłam myśleć nad tym, jak zacząć całe opowiadanie, jednocześnie wspominając to, co było kiedyś.

Wiatr rozwiewał mi włosy; co chwilę odgarniałam kosmyki z twarzy, fukając przy tym wściekle. Żałowałam, że nie spięłam swojego koszmaru w kok. Przynajmniej nie miałabym teraz takiego problemu, a przy tym nie musiałabym powstrzymywać swojej złości.
Westchnęłam. Niepotrzebnie umawiałam się z Jasperem, ale nie wytrzymywałam codziennych pytań w stylu „Co robisz dzisiaj wieczorem? Może pójdziemy na kolację?” i rutynowego odpowiadania „Przykro mi, nie mam dzisiaj czasu…”. Mój sąsiad uwziął się do tego stopnia, że gdy jakiś mężczyzna był u mnie w mieszkaniu — on akurat wtedy często potrzebował kawy albo cukru. Nie rozumiałam, dlaczego tak się uparł i od pierwszego dnia spotkania na klatce schodowej co chwilę proponował spotkanie. 
— Przepraszam za spóźnienie. — Usłyszałam wydyszane ledwie słowa przez blondyna. Popatrzyłam na niego kątem oka i zaśmiałam się na jego widok. Co prawda działał mi na nerwy, ale nie mogłam zaprzeczyć, że nie był uroczy, na dodatek z rozwianymi włosami, zaróżowionymi policzkami i z tym strachem w oczach.
— Czekam tutaj na ciebie już od ponad pół godziny — warknęłam, tracąc humor. — Dam ci małą radę: to ty masz czekać na kobietę, nie ona na ciebie, cholera jasna! Wiesz, jak tu marznę? Myślisz, że mam jakieś ocieplenie dwadzieścia cztery godziny na dobę? Nie, ciało kobiety tak nie działa, zrozum!
Wstałam z ławki i pełna złej energii ruszyłam w stronę wyjścia z parku.
— Jas, przepraszam! Musiałem zostać w pracy, Jasmine, zaczekaj!
— Boże! — Wzniosłam oczy ku górze, modląc się o cierpliwość. Naprawdę miałam dość tego faceta. — Jasper — powiedziałam, gdy blondyn stał już naprzeciwko — jesteś naprawdę cudownym facetem, ale nie dla mnie. Mówię ci to drugi raz, chcę z tobą zostać w koleżeńskich stosunkach.
— Dlaczego tak mnie ranisz? — spytał smutno, lekko się garbiąc, a w jego oczach było widać smutek.
— Nie chcę tego robić, już ci to mówiłam i czuję się niekomfortowo, powtarzając się. Znajdź sobie inną dziewczynę! A jeśli szukasz kogoś do seksu, proszę bardzo, piętnaście kilometrów stąd jest dobra agencja, na pewno nikt ci nie odmówi! — powiedziałam donośnym głosem, wpatrując mu się w oczy. — Postaw się w mojej sytuacji. Czuję się, jakbym była prześladowana!
— Nigdy nie chciałem, żebyś tak się czuła... — oznajmił, odwracając wzrok.     
— Cóż, tak się właśnie czuję — stwierdziłam. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę swojej ulubionej kawiarni.

        
Kiedy zaczynałam pracować w Evans Immovales, nie sądziłam, że moje życie zmieni się w tak znaczący sposób. Inaczej patrzyłam na świat. Widziałam w nim już tylko posępnych ludzi z wielkimi ambicjami, ludzi, którzy wspinali się na sam szczyt marzeń, ludzi, którzy nie potrafili sobie poradzić. I chociaż nie miałam znaczącego miejsca w firmie (mimo że co tydzień dostawałam awans, którego nie przyjmowałam), to jednak szef nauczył mnie innego podejścia do wszystkiego. Codziennie wpajał każdemu, że musi być uparty i wierzyć w to, że dojdzie do celu. Jego słowa naprawdę pomagały i byłam mu wdzięczna, bo nieraz wyciągnął mnie z głębokich przemyśleń na temat tego, czy czasem nie powinnam połknąć paczki tabletek nasennych.
Prześladował mnie naprawdę niezły pech. Jak na złość budzik, akurat w dniu, w którym miałam dostać awans (tym razem nie chciałam odmówić, naprawdę), zadzwonił o godzinę za późno. Pozostało mi dziesięć minut na wyszykowanie się; do tego byłam nieumalowana, a wczorajszego wieczoru nie wybrałam ubrań — samo ich przymierzanie zajmowało mi trzydzieści minut, bo nigdy na nic nie mogłam się zdecydować.
Cholera jasna, pomyślałam, biegnąc do łazienki w samej bieliźnie. Nie zawracałam sobie już głowy myciem zębów, na szczęście miałam nową paczkę gum w torebce. Wzięłam szczotkę, przeczesałam w ekstremalnym tempie włosy i fuknęłam ze złości, widząc, jak potrzebują wyprostowania. Ignorując wszystkie niedoskonałości, jakie pozostały na mojej twarzy, szybkim krokiem przeszłam ponownie do sypialni i wybrałam z szafy białą koszulę z dekoltem i czarną, ołówkową spódnicę sięgającą do kolan. Przejrzałam się szybko w lustrze, zabrałam torebkę z komody, włożyłam stopy w czarne, wysokie szpilki i truchtem wyleciałam z mieszkania. Zamknęłam drzwi i zeszłam po schodach, kierując się do samochodu.
Teraz wpatrywałam się w ekran komputera i bezsensownie grałam w karty. Nikt jak na razie nie podszedł do mojego biurka i nie poprosił o wybór takiej i takiej nieruchomości, więc nie miałam co robić.
— Dzień dobry.
Głęboki i tajemniczy głos rozbudził mnie z zamyślenia, sprawiając, że szybko spojrzałam w stronę stojącego mężczyzny i zamrugałam kilka razy, starając się przywrócić do normalnego stanu.
— Och... — wychrypiałam, spoglądając na klienta. — Dzień dobry. — Wstałam ze skórzanego fotela i wyciągnęłam rękę żeby się przywitać. Brunet uścisnął ją delikatnie, przyprawiając mnie o ciarki.

— Błagam, powiedz, że to żart. — Zaśmiała się ironicznie Mery, nawet na mnie nie spoglądając. Odchrząknęłam i skierowałam na nią zdziwione spojrzenie, czekając, aż dokończy swoją wypowiedź, ale dziewczyna najwyraźniej nawet nie zamierzała udawać zainteresowanej. Doskonale wiedziałam, że analizuje każde moje słowo w swojej głowie — byłyśmy w tym do siebie bardzo podobne. Mimo że jej Mery w tamtej chwili nie była zbytnio przychylna, jeśli chodzi o przetrawianie mojego irracjonalnego pomysłu z opowieścią o romantycznej, ale jakże smutnej miłości, musiałam jej to opowiedzieć. Chciałam to z siebie wyrzucić. Komukolwiek to opowiedzieć.
— Nie chcę ci już dzisiaj zawracać głowy — powiedziałam, wstając z miejsca. Założyłam opadający kosmyk brązowych włosów za ucho, wzdychając cicho. — Obiecuję, że wszystko ci ze szczegółami opowiem. Uwierz, zakochasz się w tej historii i jednocześnie znienawidzisz. To, co zrobił ci Adam — podkreśliłam jego imię, chociaż wiedziałam, że dostaje szału, słysząc je — to nic w porównaniu z moją historią. — Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Obróciłam się do przyjaciółki, która dalej, z tym samym wyrazem twarzy, wpatrywała się w stolik stojący naprzeciwko łóżka. — Och, Mery. Ty moja biedna dziecinko.
I wyszłam z uśmiechem zadowolenia. Miałam ochotę przepłynąć co najmniej pięćdziesiąt basenów. Od razu skierowałam się do swojego samochodu, żeby następnie pojechać na pływalnię, gdzie czekały na mnie zimna woda i orzeźwienie.

 18 października 2015
Był niesamowicie przystojny. Oszołomił mnie swoją urodą, tym trzydniowym zarostem i cholernie seksownym uśmiechem na ustach. Nadal słyszę moje imię wydostające się z jego pełnych ust, słyszę jak je szepcze, chrypie, wykrzykuje. Od tygodnia mam go przed oczami, nie mogę się skupić. Sev, co byś zrobił na moim miejscu? On jest cały niesamowity, naprawdę. Tobie też by się spodobał, na pewno.
Kocham, Jasmine.

— Chyba zapomniałam ci opowiedzieć o Severusie, moim byłym przyjacielu — oznajmiłam, patrząc się na swoje idealnie pomalowane czerwonym kolorem długie paznokcie. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym czarnowłosym głupku, który, mimo że był typowym pesymistą, potrafił mnie rozśmieszyć swoją ponurą gadką. — Poznałam go w ostatniej klasie liceum. Mijaliśmy się na korytarzu prawie codziennie, ale nigdy się nim na tyle nie zainteresowałam, żeby go poznać. Dopiero pierwszego dnia trzeciego roku wpadliśmy na siebie w bibliotece. Chciałam wypożyczyć Insygnia Śmierci, on też, a książka była jedna. Zaczęliśmy się kłócić. Bibliotekarka w końcu nie wytrzymała i nie wypożyczyła żadnemu z nas. Później okazało się, że będziemy chodzić razem na francuski i matematykę. A ja akurat byłam z tych przedmiotów bardzo kiepska. Oczywiście Severus był piątkowym uczniem, więc panie, które prowadziły te zajęcia, poprosiły go, aby dawał mi korepetycje. I tak zaczęła się nasza przyjaźń — mieliśmy wiele wspólnych tematów. Zapewne interesuje cię, co dzieje się z nim teraz i dlaczego pisałam do niego listy, na które nie dostałam odpowiedzi. Wszystko wyjaśnię ci, kiedy w końcu dokończę to, co zaczęłam wczoraj. Zapewne nie pozbędziesz się mnie przez następnych kilka tygodni. — Wzruszyłam ramionami i poprawiłam swoją beżową sukienkę. — Mery, uwierz, czekałam na nasze spotkanie tak długo… Miałam nadzieję na coś innego, ale taka forma spotkania też mi odpowiada. Och, Mery, pomogę ci. Wyleczę cię z tego bez pomocy tych sfrustrowanych lekarzy.


— Chciałbym wynająć mieszkanie — oznajmił, siadając naprzeciwko mnie. Szybko zajęłam swoje miejsce.
— Oczywiście. — Przysunęłam się do biurka. — Jakieś życzenia? Liczba sypialni? Duża łazienka czy mała? Osobna toaleta?
Wymieniałam kolejne propozycje.
— Zapomniała pani chyba najważniejszego... — Zaśmiał się cicho i przesunął palcem po dolnej wardze.
Cholera.
— Mam na imię Xavier House — przedstawił się i uśmiechnął jednym z tych uśmiechów, które widzi się może pięć czy sześć razy w życiu.
— Bardzo przepraszam, jestem dzisiaj troszkę nieogarnięta. — Podniosłam kąciki ust do góry. — Ale powracając...
Wywiercał we mnie dziurę swoimi ciemnymi jak noc oczyma. Starałam się nie zwracać się na to uwagi i skupiać się na pracy, jednak nie dawał mi spokoju.


             N/O: Miałam dodać dopiero dwunastego, ale jednak dodaję już dziś. Jakoś nie mogłam się już doczekać. c: Mam nadzieję, że miniaturka spodobała Wam się tak jak mi, bo ja jestem wręcz w niej zakochana. Ostatnio stałam się mniej krytyczna do swoich opowieści i do samej siebie. Och, Mery będzie miało cztery części. Kolejnej spodziewajcie się na przełomie września/października. Za dwa/trzy tygodnie kolejna miniaturka (chociaż zapewne znów nie wytrzymam i dodam ją wcześniej :v). 
               Do następnego! :*