Nowy zwiastun!
Rozdział nie jest sprawdzony w 100%. Wysłałam poprawioną wersję do Morrigan, tak więc wszelakie błędy, które tu się znajdą, są tylko i wyłącznie moim niedopatrzeniem.
Fallait que je m'en
aille, je n'étais plus moi
Je suis tombée tellement bas
Que plus personne ne me voit
J'ai sombré dans l'anonymat
Combattu le vide et le froid.
Je suis tombée tellement bas
Que plus personne ne me voit
J'ai sombré dans l'anonymat
Combattu le vide et le froid.
Czas leciał
dla niej nieubłaganie. Nim zdążyła się uspokoić, taksówka już była przy ich
rodzinnym domu. Nic się nie zmieniło, pomyślała
i nawet nie ruszyła się z miejsca. Wpatrywała się tępo w dawne schronienie.
Ogromna
posesja wydawała się być spełnieniem marzeń. Duża altana, piękny ogród, mała
fontanna, a na środku duży dom utrzymany w stylu renesansowym. Wszystko
zaprojektował ojciec, po którym odziedziczyła talent do architektury. Dzięki
temu czasem mu pomagała, przez to majo miała lepszy kontakt z ojcem. Nie
traktował jej źle; można powiedzieć, że w ogóle z nią nie rozmawiał. Był bardzo
skryty i cichy, zawsze słuchał się żony. Zastanawiała się, co zrobił, gdy
dowiedział się, że wyjechała bez słowa. Czy się martwił? A może pokłócił z matką?
Jego psychika nie była wytrzymała, łatwo potrafił się rozkleić, ale też z
łatwością przychodziło mu zgrywanie mężczyzny bez skrupółów. Za to go podziwiała
i jednocześnie nienawidziła. Nigdy nie wiedziała, kiedy mówi szczerze, a kiedy
kłamie.
Eveline była
przeciwnością Jerry’ego. Zawsze wtrącała swoje zdanie, dyrygowała wszystkimi i
nie lubiła, gdy coś nie szło po jej myśli. Ashlynn nienawidziła tego typu osób,
chociaż często charakter matki przejawiał się i u niej. Czy mogła powiedzieć,
że kochała swoją matkę? Kochała przez pewien czas, jednak gdy dorosła,
przestała w niej widzieć bohaterkę i wzór do naśladowania.
— Ashlynn? —
Padające z ust Ashley słowo brzmiało raczej jak stwierdzenie niż pytanie.
Ashlynn odwróciła głowę w jej stronę i spróbowała się jak najszczerzej
uśmiechnąć. Wyszła z samochodu i głęboko odetchnęła. — Wszystko w porządku?
Nie, pomyślała.
— Tak — powiedziała
z marnym przekonaniem.
Na szczęście
w domu nie zastali rodziców. Przynajmniej Ashlynn się z tego cieszyła,
bo Ashley była z tego powodu bardzo niezadowolona. Siostra powiedziała jej
tylko, żeby skierowała się do pokoju gościnnego, bo swojego pokoju już nie ma.
Świetnie, o jedno wspomnienie mniej.
Weszła do
jasnego pomieszczenia. Znajdowało się tam duże łóżko, niemała szafa, komoda,
regał wypełniony książkami, kanapa i ogromny fotel. Ściany miały kolor beżu, a
meble ciemnego brązu. Postawiła dwie walizki obok posłania i wyjrzała przez
okno. Zmrużyła oczy przez słońce, które nie pozwało jej przyjrzeć się
wszystkiemu dokładnie.
Pamiętała
każdy odcinek ogrodu. Uwielbiała spędzać tam czas. Biegała i bawiła się z
siostrą, bujała na huśtawce. Gdy stała się nastolatką, chodziła do altanki,
gdzie mogła w zaciszu przeczytać książkę, uspokoić się i zapomnieć o kłótniach
z matką, które już wtedy stawały się prawie codziennością. Chociaż starała nie
wybuchać złością, kiedy Eveline zaserwowała jej jakiś niewybredny komentarz, to
złość, którą w sobie nosiła, całkowicie na to nie pozwalała. Bolało ją to, że nikt nigdy w czasie kłótni nie
stanął po tej stronie. Ojciec zawsze wychodził, a siostra udawała, że robi coś
innego. Ashlynn nieraz widziała łzy w jej oczach, kiedy po zakończonej kłótni
krzyczała na nią z wyrzutami, że siedzi cicho i nie odezwie się ani słowem.
Od początku brunetce
wydawało się, że nie pasuje do swojej rodziny. Miała nadzieję, że kiedyś ktoś
przyjdzie do nich z wiadomością, że zostały podmienione w szpitalu. Czasami
nawet o tym marzyła. Pragnęła uciec od rodziny i nigdy nie wracać. Nie udało
jej się to, kiedy miała szesnaście lat, ale po kolejnych dwóch, gdy skończyła
upragnioną osiemnastkę, po cichu spakowała rzeczy i wyszła, nie żegnając się
nawet z nikim.
Nie wiedziała,
dokąd wyjedzie. Mogła powiedzieć, że ta ucieczka
była spontaniczna. Wybrała jeden z najprostszych kierunków: Nowy Jork.
Marzyła, żeby tam zamieszkać, a wtedy mogła spełnić to marzenie. Pieniędzy jej
nie brakowało — chociaż matka za nią nie
przepadała, to każda z sióstr dostawała każdego tygodnia tysiąc dolarów.
Suma, jak na dziecko, bardzo wysoka — jednak matka uwielbiała wydawać i
rozdawać pieniądze. Nie obchodziło jej to, że rozpieszcza swoje dzieci i w
przyszłości mogą mieć one z tym problem. Ale Ashlynn zawsze zbierała wszystko
do swojego słoika. Odłożyła dość sporą sumę pieniędzy, które miała wydać
dopiero w dorosłym życiu, które planowała od dawna.
W Nowym Jorku
nie było tak pięknie jak się spodziewała. Nikt nie śpiewał na ulicach, pary nie
całowały się na środku chodników, tak jak to widziała w filmach. Z rodzicami
bywała w Nowym Jorku, jednak nie na tak długo, jak żyją normalni ludzie.
Wszystkim zależało tylko na pieniądzach. Ashlynn rozumiała takie spojrzenie na
świat. Wiedziała, że z nazwiskiem Maxwell zajdzie dość daleko, bo jej rodzina
była znana od pokoleń jako klan bogaczy i dobrych przedsiębiorców. Ona nie
poszła w świat biznesu tylko śladami jej ojca. Założyła firmę, gdzie w końcu
mogła się spełnić. Została profesjonalnym architektem krajobrazów — jednym z
najbardziej rozchwytywanych w branży.
Z rozmyślań wyrwało
ją ciche pukanie. Odwróciła głowę i zaprosiła gościa do środka.
— Nie
przeszkadzam? — zapytała Ashley, zamykając za sobą drzwi i wchodząc w głąb
pokoju. Ashlynn pokiwała przecząco głową. — Możemy porozmawiać?
— Jasne —
powiedziała, siadając na sofie i wskazując ręką, żeby siostra też usiadła.
— Chciałam
wyjaśnić całą sytuację, bo zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko jest
takie… pogmatwane i trudno ci się w tym połapać…
Bliźniaczka
miała rację. Ashlynn naprawdę gubiła się we wszystkich decyzjach Ashley. Nie
zaufała jej w pełni — wiedziała, że pod przykrywką grzecznej i cichej
dziewczynki kryje się coś innego, tylko głównym pytaniem było: co?
— Przyznam,
że praktycznie nic z tego wszystkiego nie rozumiem — powiedziała, starając się
nie dać po sobie znać, że tak naprawdę coś podejrzewała.
Usłyszała
ponowne pukanie do drzwi.
— Proszę —
powiedziały obydwie. Zerknęły na siebie i szybko odwróciły wzrok.
— Dzień
dobry, panno Maxwell — odezwała się stara gospodyni, Renee Stewart, która
wykonywała wszystkie prace gospodarcze w tym domu od dobrych dwudziestu lat. —
Miło znów pannę widzieć. — Uśmiechnęła się grzecznie. Ashlynn dopiero teraz
zauważyła, że niosła na pięknej, różowej tacy w kwiaty dwie kawy. Zapach napoju
natychmiast uniósł się w powietrzu, przyjemnie drażniąc wyczulone zmysły
dziewczyn.
— Dziękujemy
— oznajmiła Ashley, kiwając głową, aby Renee wyszła. — Tak więc może będzie
najlepiej, jeśli ty będziesz zadawała mi pytania. — Wzruszyła ramionami,
sięgając po kubek. Z tego samego naczynia Ashley piła kawę w dniu, kiedy się
wyniosła. Spojrzała na swój. Z jej kubkiem było tak samo. Ashlynn rzuciła
siostrze podejrzliwie spojrzenie.
— Jasne —
powiedziała obojętnie i kaszlnęła, starając się uniknąć chrypy, która zawsze
towarzyszyła jej przy zdenerwowaniu. — Od dłuższego czasu męczy mnie to
pytanie, zresztą pewnie nie tylko mnie… Dlaczego akurat Marcus? — spytała i za
chwilę dodała: — To dziwkarz.
— Nie mów tak
— powiedziała i upiła łyk kawy. — Mówiłam ci już o tym, ale może tak dokładnie
tego nie wyjaśniłam. On podobał mi się od zawsze. Wiadomo, był przystojny,
każdej dziewczynie się podobał. — Wzruszyła ramionami. — Wspominałam, że
mieszkałam przez pewien czas u przyjaciółki?
Pokiwałam
głową.
— Wtedy
poznałam Marcusa. Znaczy, no wiesz, tak bliżej. Nie miałam do niego szacunku.
Wiedziałam, że uprawia seks prawie z każdą napotkaną dziewczyną. Ale pewnej
nocy wyszłam na dwór, bo chciałam odetchnąć i on akurat tam siedział. Byłam
dziewiętnastolatką, a on miał już dwadzieścia trzy lata. Porozmawialiśmy i od
tego się zaczęło. Po paru miesiącach zaprosił mnie na randkę. Później
zostaliśmy parą i wszystko się tak ciągnęło, aż poprosił mnie o rękę pięć
miesięcy temu — mówiła to tak, jakby recytowała jakąś formułkę, której wyuczyła
się dzień wcześniej. Bez zbędnych uczuć. Obojętność nigdy nie górowała w jej
przemowach.
— Aha — powiedziała
Ashlynn, w ogóle nie komentując całej historii. Czuła, że to było kłamstwo.
Tylko dlaczego siostra kłamała? Przecież sama zaczęła tę rozmowę. — To teraz
opowiedz mi, jak pogodziłaś się z Eveline i Jacobem.
— Po prostu
przyjechałam tutaj z Marcusem. Oznajmiłam, że się z nim pobieram i jakoś samo
tak wyszło. — Ponownie wzruszyła ramionami.
Za dużo tych wzruszeń. Ashley nigdy tak nie
robiła, pomyślała zdziwiona Ashlynn. Co się stało z jej siostrą? Nie
przypuszczała, że tak się zmieni. Na lotnisku wydawało jej się, że wszystko w
porządku.
Obie upiły
łyk kawy.
— Aha —
skwitowała ponownie.
Ashley
kiwnęła jedynie głową, spuszczając wzrok.
Przez moment
panowała niezręczna cisza.
— Nie masz
więcej pytań?
— Nie —
odpowiedziała szczerze Ashlynn, kręcąc głową i śmiejąc się do siebie w duchu. Dobrze
wiedziała, że Ashley gra. Niestety, od zawsze była złą aktorką.
— Mam
nadzieję, że wszystko ci jak najlepiej wyjaśniłam.
Aż za dobrze.
— Wszystko
zrozumiałam — powiedziała lekkim tonem Ashlynn. — Chyba — dodała już ciszej i
upiła ostatni łyk gorzkiego napoju.
— Obiad
będzie za pół godziny. Mam nadzieję, że się stawisz. — Znów te wyniosłe, a zarazem
grzeczne gadanie. Powrót prawdziwej Ashley. — Byłabym wdzięczna, bo chcę, żebyś
porozmawiała z rodzicami.
— O czym mam
z nimi rozmawiać? — zapytała chyba za ostro, bo zobaczyła lekkie rumieńce na
policzkach siostry i zdziwienie w jej oczach. — Nie chcę ich nawet widzieć.
Przyjechałam tu… — urwała — dla ciebie.
— Wiem, ale
może warto wyjaśnić sobie parę spraw? Nie chcę na moim ślubie napiętej
atmosfery — powiedziała
z lekka naciąganym, smutnym tonem Ashley i dodała: — Byłabym wdzięczna, gdybyście
sobie wszystko wyjaśnili…
— Dobrze.
Spróbuję — oznajmiła, ale i tak wiedziała, że pokłóci się z rodzicami. Nawet
miała taki zamiar. Już się nie bała, wręcz przeciwnie: pragnęła spojrzeć w
ciemne oczy matki.
Po tej
rozmowie Ashley wyszła, delikatnie się uśmiechając i machając na pożegnanie.
Ashlynn od razu pognała przed siebie, szukając w torebce swojego porysowanego i
zacinającego się samsunga. Musiała zadzwonić do przyjaciela. I wiedziała, że
nie będzie to przyjemna rozmowa. Jamie wisiał jej przysługę, więc to była dobra
okazja, by spłacił dług.
Idealny plan.
Od autorki: Podoba mi się. Wiem, nie
grzeszy długością, jednak postanowiłam, że każdy rozdział będzie miał około
cztery strony w Wordzie i takie wyjście jest najlepsze. Wiadomo, czasami będą
dłuższe lub krótsze (żeby nie!), ale
zazwyczaj w tylu stronach najlepiej mi się wysłowić na jeden rozdział. Troszkę
przedłużam akcję, bo miała tu być jeszcze rozmowa z rodzicami, ale myślę, że to
na razie wystarczy. Chcę
dopiąć na ostatni guzik to, co będzie się działo w następnym rozdziale.
Jeśli zaś chodzi o spotkanie Ashlynn i Alexandra, troszkę sobie jeszcze
poczekacie. Niestety akcja się trochę przeciągnie.
Staram się
nadrabiać wszystko u wszystkich. Idzie mi to dość mozolnie, bo ciągle gdzieś
wychodzę z domu, korzystam z ferii, które tak w ogóle właśnie mi się skończyły. Tyle sprawdzianów i kartkówek... Jednak myślę, że do końca lutego wszystko
będzie już skomentowane i przeczytane. Ale niczego nie obiecuję! ;)
Mam nadzieję,
że rozdział wam się podoba. Jak myślicie, kim jest Jamie? I co dzieje się z
Ashley? Czy z jej zachowaniem ma coś wspólnego Marcus?
Pozdrawiam! :*
PS. Zapraszam do zakładki Informacje, gdzie pojawiły się śliczne karty postaci oraz małe zmiany :)
PS. Zapraszam do zakładki Informacje, gdzie pojawiły się śliczne karty postaci oraz małe zmiany :)
Boże, wiesz że już się w tym zakochałam ? Oczywiście, że nie wiesz bo zła ja rzadko komentuje ;/ Ale czytam wszystkie rozdziały i to po kilka razy, poprostu nie mam czasu :c
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie plan Ashlynn ;D No i rozmowa z rodzicami oczywiście ;3
A ! I wiesz jak bardzo mi się twój zwiastun podoba ?! Poprostu oglądałam go kilka razy ! Moi ulubieni aktorzy, ulubiona piosenka...
<3 <3 <3
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :* :*
Ja ostatnimi czasami praktycznie w ogóle nie komentuje rozdziałów u innych, bo niestety nie mam czasu. Ale bardzo się cieszę, że znalazłaś czas i skomentowałaś mój rozdział :)
UsuńWłaśnie dodałam inny trailer, a tamten wycofałam, bo coś mi się w nim nie podobało... Wydaje mi się, że ten jest lepszy.
Dziękuję za komentarz. :*
Pozdrawiam!
Kocham...
OdpowiedzUsuńMiło mi :)
UsuńW sumie tak doszłam do wniosku, że pokój gościnny, w którym ulokowali A. to po opisie prawie jak mój pokój. Z małym wyjątkiem: nie mam kanapy. I ściany to nie taki beż tylko bardziej zażółcony biały. I szafa nie jest niemała (czytaj: za mała, żeby zmieścić wszystkie moje ciuchy). W takim razie cofam wcześniejsze słowa: ten pokój gościnny jest prawie jak mój pokój :P
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Jerry’emu nie tylko pięknego domu, altanki w ogrodzie, ale też fontanny, bo to przecież na upalne, letnie dni ratunek dla człowieka (ot, zamiast basenu xd).
Rany, miałam pisać ten komentarz od razu, żeby nie zapomnieć o tym, co chciałam w nim zawrzeć i oczywiście nie wyszło. Okej, to może trochę pozawodzę nad losem biednej Aslynn (nie Asley!). Bo ja jej naprawdę współczuję takiego dzieciństwa. Z jednej strony Ashley, która zawsze jest tą idealną, tą, której wybacza się wszystko i pozwala na wszystko. Wydaje mi się, że takie faworyzowanie jednego z dzieci to chyba jedna z największych krzywd, jaką rodzic może wyrządzić swoim, w tym wypadku, córkom. To zdecydowanie obniża na starcie poczucie wartości takiej osoby i trzeba być naprawdę silnym, żeby wyjść z czegoś takiego w miarę normalnym stanie psychicznym. Po drugie jest Eveline, która jak dla mnie idealnie nadawałaby się do roli czarownicy. Takiej pomarszczonej, z nosem dłuższym od Pinokia i tak pokrzywionym jak poskręcane są zakręcone frytki. I obowiązkowo pod pachę należałoby jej wsadzić miotłę. Bo naprawdę, nie widzę dla niej innej roli (nie przeszłaby przez żaden casting z tym swoim ego wielkości kuli ziemskiej, charakterem złego ducha i aurą demona). Grr… ona musiała być w swoim życiu naprawdę nieszczęśliwa i niespełniona, że tak przerzuciła swoje ambicje na córki i na dodatek tak okropnie potraktowała Ashlynn. Po trzecie jest Jerry, który wygląda na to, że jest takim typowym facetem-papciem-glutkiem, który uczepił się sukni pani Eveline i tak pozwala, by ta go za sobą targała w jedną i w drugą. Mimo całej sympatii do niego (bo go lubię, wiesz już o tym :D), to jednak on też trochę tą swoją biernością przyczynił się do nieszczęścia Ashlynn. Wystarczyłoby tupnąć nóżką i wrzucić Babę-Jagę do komina albo chociaż wypędzić gdzieś do sąsiedniego miasta xd Ale łatwiej powiedzieć/napisać niż zrobić, więc nie mogę go winić…(sama też bym pewnie była bardziej takim Jerry’m niż kimś, kto potrafiłby postawić się żelaznym rządom Eveline). Ale dość już o narzekaniu na rodziców, w końcu może trochę za surowo ich oceniam… (chociaż po tym, jak alergicznie reaguje na nich Ashlynn, nie sądzę bym przesadzała). Poza wściekaniem się na rodziców, trochę płaczę, bo nie ma Alexandra. Ale nie będę marudzić, bo za to jest Ashley, która… no właśnie – co z Ashley? (nieładnie, Ashley, tak siostrze kłamać, to już mogłaś niczego nie mówić, skoro to kłamanie ci tak nie najlepiej wychodzi). Ona coś ukrywa I to ma na pewno związek z Marcusem. I pewnie z tym będzie związany ten wątek sensacyjno-kryminalny, na który już z utęsknieniem czekam (bo ze mnie fanka kryminałów). Może tu będą jakieś porachunki mafii, o! Marcus by mi pasował na herszta gangu handlującego żywym towarem albo bronią. A Alexander byłby jego prawą ręką! Albo coś zupełnie innego – jakaś afera szpiegowska – TAK!
Coś w stylu intrygi jak w Anthonym Zimmerze (uwielbiam ten film!) Do głowy teraz przychodzi mi cała lista pomysłów! Może małżeństwo Marcusa i Ashley to przykrywka? Może jedno z nich czymś szantażuje to drugie? Okej, przestaję, bo chyba za bardzo się tym wątkiem ekscytuję. Buu, ciekawe o co chodzi z Jamiem… Mógłby naprawdę tam przyjechać, to Alexander myślałby, że ma konkurenta i byłby milszy dla Ashlynn czy coś…. Nie mogę się doczekać tej nieuchronnej konfrontacji Ashlynn z rodzicami podczas obiadu. Hmm, może po następnym rozdziale będę mogła Eveline oficjalnie mianować Największą Zołzą wśród Czarownic Współczesnego Świata. I właściwie to liczę na awanturę między nimi - niech ziemniaki latają w powietrzu! (noże niekoniecznie, bo to by było niebezpieczne). I powtórzę się, niecierpliwie czekam na wejście smoka w wykonaniu Alexandra i na Marcusa, bo o dziwo jego postać naprawdę mnie intryguje :D
UsuńEmm, i raz jeszcze wyrażę swój zachwyt nad zwiastunem – jest śliczny!
Ściskam serdecznie <3
Przyznam szczerze, że opisywałam gościnny pokój jak swój pokój marzeń. Tylko że u mnie ten wystrój byłby typowo „królewski”, ciężkie, pozłacane meble i te sprawy, a w rodzinnym domu Maxwellów góruje raczej nowoczesny styl. Co do szafy, to powiem Ci, żebyś namówiła rodziców na nową ^^ Ja namówiłam i teraz mam ją na całą ścianę, z wielkimi lustrami. Moje marzenie się spełniło <3
UsuńPomysł ze złą matką, która chce, aby jej dzieci były idealne i w ogóle się od siebie nie różniły, wpadł mi do głowy nagle, chyba nawet wtedy, kiedy oglądałam „Trudne Sprawy” albo „Dlaczego ja?” (najlepsze seriale ever!). Czasem naprawdę można się zainspirować niektórymi scenami z tych dramatycznych filmów. xD Wiesz, jeżeli matka ma ustalona jakiś plan na przyszłość dla swoich dzieci, a tylko jedno z nich doskonale go wykonuje, to to jest tak samo jak z szefem — woli staranniejszego pracownika, który wykonuje wszystko nienagannie. Tak samo było z Ashlynn i Ashley. One to takie pracownice, a Eveline to szef. Nie bronię jej, w żaden sposób, tylko chciałam tak dokładniej wyjaśnić tą relację. No nie obrażaj mojej kochanej Meryl Streep <3 Akurat ona tutaj gra tą wredną wiedźmę i chyba niszczę jej przez to image. Zachciało mi się przez Ciebie frytków! Jerry jest… hm, jakby to powiedzieć. O! Jerry nie lubi konfliktów i stara się ich unikać (chyba za duży spoiler xd). Alexander będzie, jeszcze będziesz narzekać, że tak go dużo, haha :D Ale musicie sobie jeszcze na niego poczekać, bo dopiero sytuacja „the mad Maxwell family” musi się rozstrzygnąć, ale postaram się zrobić to jak najlepiej. Rozmowa sióstr miała wnieść kolejny wątek kłamstw i intryg. A Jamie… No nawet ja się Jamiego nie mogę doczekać :c Nie zdradzę jak będzie przebiegać rozmowa pomiędzy rodzicami a Ashlynn.
Dziękuję za tak obszerny komentarz, za pisanie ze mną i wgl <3
Całuję w oba policzki i ściskam :*
Co ja napisałam! :o Nie Meryl Streep, nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło!
UsuńNicole Richie rzeczywiście wygląda trochę jak czarownica :p
To dopiero drugi rozdział, ale muszę powiedzieć, że ta historia już bardzo mi się podoba. Lubię takie rodzinne konflikty, relacja między rodzeństwem i tak dalej.
OdpowiedzUsuńPolubiłam Ashlynn. Ma takie... Ciekawe spojrzenie na świat. Takich ludzi, to ze świecą szukać. Wychowywała się w bogatej drużynie, a jednak wciąż wyznawała ważne dla siebie wartości i tak dalej. Nie dziwię jej się, że jest zdziwiona, że Ashley się tak zmieniła. Ale skoro jej siostra jest szczęśliwa z Marcusem, to trzymam za nich kciuki, mam nadzieję, że będą szczęśliwi. Aczkolwiek sądzę, że nie będzie tak kolorowo. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny! :*
W wolnej chwili zapraszam do siebie: http://your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com/
Bardzo się cieszę, że moja historia przypadła Ci do gustu. Przyznam szczerze, że rzuciłam się na głęboką wodę i mam nadzieję, że z tego wybrnę tak, aby Wam się podobało.
UsuńAshlynn nie jest do końca taka jak mówisz. Pieniądze również na nią wpłynęły, na każdego po pewnym czasie wpływają.
Dziękuję bardzo za komentarz. ;)
Pozdrawiam!
Zacznę od tego, że atmosfera w domu rodzinnym Ashlynn jest gorzej niż toksyczna. Oddałabym wszystko, byle tylko nie musieć się tam znaleźć. Wszystko wydaje się pod dyktando matki i Ashley, obecnie tej drugiej. Ashley ma nadzieję na to, Ashley prosiłaby o to. Na miejscu Ashlynn wyniosłabym się stamtąd jak najszybciej, ale... no właśnie, ale to nie takie proste. Ten cały ślub sprowadzi na dziewczynę więcej złego niż dobrego, czuję to w kościach.Szkoda, że nie dodałaś rozmowy z rodzicami, jestem ciekawa punktów widzenia zarówno jednej, jak i drugiej strony.
OdpowiedzUsuńCały czas nie wierzę w cudowną przemianę narzeczonego Ashley. Tego typu mężczyźni nie porzucają swojego trybu życia od tak. Oczywiście nie życzę jej źle, ale na jej miejscu byłabym czujna.
Cieszy mnie natomiast sukces Ashlynn. Po tym wszystkim, co przeszła w domu rodzinnym zasłużyła na trochę sprzyjającej fortuny. Opis pokoju gościnnego (swoją drogą co za żart, zabrali jej jej własny pokój w rodzinnym domu, jakby skreślając z listy członków) przypadł mi do gustu. Wystarczyło przymknąć oczy i zobaczyć, jak dokładnie on wygląda. Nie spotkałam się z wieloma pisarkami, które potrafią dobrze malować słowem, ale ty z pewnością do nich należysz, więc mam nadzieję, że to nie ostatnia próbka twoich zdolności. ;)
Pozdrawiam,
Cała sytuacja w domu jest tylko i wyłącznie winą Eveline. To ona zawsze powodowała kłótnie, rządziła wszystkim i wszystkimi, każdy musiał spełniać jej widzimisię. Ashlynn przyjechała również do rodziny ze zwykłej ciekawości, jak to wszystko teraz wygląda. Rozmowa z rodzicami już w następnym rozdziale ;) Wydaje mi się, że poznamy już bliżej Alexandra i Marcusa, bo mam dla nich przygotowany mały scenariusz, który muszę dopiero dopracować.
UsuńBardzo się cieszę, że tak spodobał Ci się opis pokoju, ale pozostawia on wiele do życzenia. W końcu opisałam go bodajże czterema czy pięcioma zdaniami :)
Pozdrawiam :*
Witaj! Rozdział może faktycznie nie jest zbyt długi, ale parę rzeczy nam wyjaśnił, lub jeszcze bardziej je zagmatwał. ;-)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co też Ashley ukrywa i dlaczego kłamie, mimo iż wie, że jej siostra rozpozna kłamstwo? Dziwne zachowanie, tym bardziej, że w poprzednim rozdziale wydawało mi się, jakby dziewczyny naprawdę za sobą tęskniły i chciały się poznać na nowo. No cóż, mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale pokażesz nam jak nasza mała Ashlynn pokazuje pazurki w kłótni z matką. Uwielbiam takie sceny ;-)
Pozdrawiam!
Nie lubię pisać rozdziałów na siłę. Jeśli czuję, że cztery strony zupełnie wystarczą i mówią wszystko, co chciałam przekazać, wolę nie pisać więcej, bo zwyczajnie boję się, że coś spapram. ;)
UsuńAshley tak naprawdę do końca wierzy, że Ashlynn wszystko 'łyknęła' i nie ma się czym martwić. Ale czy aby na pewno?
Ja również nie mogę się doczekać, kiedy opublikuję następny rozdział, który (niestety...) nie został jeszcze napisany. ;p
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :*
Rzeczywiście sytuacja rodzinna jest... że tak skromnie powiem - nieciekawa ;). Czekam na konfrontację z rodzicami (zwłaszcza z mamą). Pewnie sama wygarnęłabym Eveline co o niej sądzę i znając mnie nie miałabym zahamowań...eeh ;). Może Ashlynn także nie będzie się hamować i wyrzuci z siebie wszystkie żale? Niedługo się przekonam... Cieszy mnie za to, że Ashlynn świetnie sobie radzi, winszuję sukcesu i mam nadzieję, że nadal tak będzie, chociaż kto wie, jak to wszystko się potoczy po spotkaniu z Alexandrem? hmmm... xD Nie mogę się doczekać, obyś nie przeciągała tego zbyt długo! ^^ Interesuje mnie też Marcus... Czy naprawdę zerwał z dawnym stylem życia, czy będzie wykręcał żonie jakieś numery? To by było obrzydliwie z jego strony, ale po takim facecie można się spodziewać dosłownie wszystkiego. Mimo to pragnę ufać, że jest tak szaleńczo zakochany, że żadna inna kobieta nie zakręci mu w głowie. Tego życzę Ashley. :)
OdpowiedzUsuńA Tobie dużo weny, pozdrawiam! :*
Mam wielką nadzieję, że 'skonstruuje' rozmowę Ashlynn z Eveline i Jerrym tak, aby nie wyszła ona płaska i bez żadnych... uczuć? Sama nie wiem, jak mam to nazwać.
UsuńAlex namiesza jej w głowie, jednak wszystko się zacznie (UWAGA, SPOILER! XD) po weselu. Cała akcja, taka bardziej... znów nie umiem tego nazwać, mój brak słownictwa aż mnie zdumiewa. Jeśli chodzi o Marcusa, to mogę zdradzić, że będzie on z lekka tajemniczy i nie bez żadnych ukrytych win.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :*
Bardzo ciekawy rozdział, pokazujący wybiórczo cechy bohaterów twojego opowiadania. Może uznasz to za śmieszne, ale mylą mi się imiona bliźniaczek, ponieważ przy czytaniu wymawiam w myślach "aszli" a w drugiej mam to samo, za wyjątkiem dodania "n". Łapię się na myleniu, ale mam nadzieję, że niedługo wszystko zapamiętam :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie b. fajne, cieszę się, że pokazałaś problemy idealizowania dzieci. Każda matka chce jak najlepiej dla swojego dziecka, ale trzeba też zaakceptować wady, ponieważ nikt nie jest perfekcyjny, prawda :) ?
Trzymam za Ciebie kciuki, mam nadzieję, że niedługo będzie u ciebie lepiej :)
Dużo weny, pozdrawiam,
Hayley :)
Cechów aż tak dużo nie pokazuje, ale już parę rzeczy można stwierdzić po przeczytaniu tego fragmentu. Nie chcę dużo zdradzać na początku, lubię jak czytelnik czuje chociaż mały niedosyt i chce przeczytać więcej. ;) Uwierz, mi również czasami mylą się imiona, ale w tym właśnie urok - a wymowa jest troszkę inna. Ashley mówi się Aszlej (przynajmniej ja tak mówię), a Ashlynn - Aszlyn. Wymowa może niepoprawna, ale ja tak mówię, no :p
UsuńCóż, Eveline jest troszkę inną matką, tak to ładnie ujmę. Nie potrafi zaakceptować tego, że jedna z jej córek chciała iść inną drogą niż taką, którą ona wybrała.
Dziękuję za komentarz.
Całuję!
Hayley, ale Ashley to [aszlej], a Ashlynn to [aszlyn] lub [aszlin], to już raczej kwestia wydźwięku.
UsuńSparrow, cech, nie cechów :)
Ciekawy rozdział :D. Wciągnął mnie bardzo. Ogólnie martwi mnie kontakt między Ashley, a Ashlynn. Taki napięty i jak jak to czytałam, to też czułam takie napięcie haha :D. Bardzo mnie interesuje również pomysł Ashlynn i jej rozmowa z rodzicami. Coś czuję, że będzie to wielki dzień apokalipsy :P.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny, a ja zaprasam również ciebie do czytania mojego opowiadania :). A i nie musisz mi w komentarzach dodawać info o nowym rozdziale, bo obserwuje twój blog i jestem na bieżąco, więc spokojnie :D.
xxforeverxxx.blogspot.com
Cieszę się, że Ci się podobało.
UsuńAshlynn nie wie, dlaczego jej siostra kłamie i tak się zachowuje. Może gdyby wszystko wiedziała, zrozumiałaby. A rozmowa z rodzicami... Też na nią czekam :p
Będę pamiętać!
Pozdrawiam! ;)
Coraz bardziej przybliżasz nam bohaterów i całą sytuację, a ja coraz głębiej zastanawiam się nad tym, dlaczego matka, łagodnie mówiąc, nie przepadała za jedną ze swoich córek. Jak można tak rujnować dziecko, jego psychikę. Przecież to się przekłada na jego życie. Intryguje mnie też Ashley. Dlaczego kłamie? Dlaczego raz jest ciepłą i otwartą dobrą siostrą, a raz sztywna i szablonowa, prawie niczym nieznajoma? Historia jej i Marcusa też jest ciekawa. W sumie wszyscy bohaterowie, których nam przedstawiłaś są tajemniczy. Oj, chciałabym, żeby wyjaśniło się to jak najszybciej. No i żeby Alexander szybciutko się pojawił. ;)
OdpowiedzUsuńDługością rozdziału się nie przejmuj. Ważna jest treść i przekaz, a nie ilość użytych słów.
Pozdrawiam i czekam na spotkanie Ashlynn z rodzicami! ;)
Nie lubię za szybko odkrywać kart, więc mam nadzieję, że uda mi się pociągać tajemnice do jak najdalszego wątku. I oczywiście robić to tak, abyście ze mną pozostali ;)
UsuńWspominałam we wcześniejszych komentarzach o zachowaniu Eveline. Ta wiecznie pracująca kobieta miała nadzieję, że jej córki będą tak wyniosłe jak ona, nie będę miłe i sympatyczne, staną się w przyszłości materialistkami. Zawiodła się na obojgu, więc przekłada swoje żale na kłótnie i takie zachowanie, które spowodowało, że Ashlynn uciekła.
Niestety Ashley ma niemałe powody, aby kłamać, ale wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.
Dziękuję za komentarz :)
Pozdrawiam!
Zastanawia mnie cały ten związek Ashley i Marcusa. Ciekawe, ile rzeczywiście w nim jest miłości, a ile interesowności i jakichś ukrytych zamiarów. Bo nie chce mi się wierzyć, że typowy podrywacz nagle zmienił się w kochającego mężczyznę (chociaż kto wie... to czasem się zdarza...), a Ashley, jak jej siostra zauważyła, sprawiała wrażenie, jakby coś ukrywała. Zastanawiam się, co skłoniło dziewczynę do podjęcia decyzji o ślubie, jeśli nie prawdziwe uczucie. W końcu związek małżeński to nie taka tam błahostka, o której można szybko zapomnieć, ale poważna decyzja, więc dziewczyna musiała mieć dobry powód.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem spotkania Ashlynn z rodzicami. Może coś się zmieniło, odkąd ostatni raz się widzieli? Chociaż szczerze mówiąc w to wątpię, bo życie nie jest takie idealne i jeśli dziewczynie do tej pory nie układało się z rodzicami, to raczej nagle ten stan nie ulegnie zmianie.
I dodam jeszcze na koniec, że współczuję Ashlynn. Nie ma chyba nic gorszego, niż poczucie, że siostra jest bardziej kochana, uznawana za lepszą pod każdym względem. Jak w ogóle rodzice mogą zachowywać się w ten sposób? Przecież dzieci powinno się traktować tak samo!
Dodaję do obserwowanych i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
A w wolnej chwili zapraszam do siebie
teorainn.blogspot.com
Pozdrawiam
Ashley i Marcus na pewno nie są zwykłą parą. Łączy ich nie tylko miłość. To drugie coś bardzo wpłynie na ich życie.
UsuńAshlynn pokaże swoje prawdziwe oblicze.
Dziękuję za komentarz i do Ciebie w wolnej chwili również wpadnę ;)
Pozdrawiam!
Intrygująco, zagadkowo, tajemniczo - te słowa pasują mi do tego jak piszesz, w jakim tempie ujawniasz informacje i jak to robisz. Niby coś wiadomo, a jednak nadal jest to tylko kropla w morzu. Nie mam nic przeciwko temu, że akcja się przeciągnie, bo stopniowanie całej akcji i wydarzeń sprzyja, jeśli robi się to dobrze, a moę stwierdzić, że ty robisz to "elegancko". :) A postać Jamiego... nawet nie mam pomysłu. Kolega? Bez sensu, zgadywać nie będę. Poczekam. Historia z Marcusem wydaje się być interesująca, skoro nie została zdradzona. Przypuszczam, że jest ona zaskakująca (?), nie wiem czy to właściwie określenie. Hm.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję bardzo :)
UsuńRównież pozdrawiam!
Wątpię, żeby ślub Ashley odbył się bez żadnych konfliktów, szczególnie skoro Ashlynn wcale nie ma zamiaru godzić się z rodzicami. Wcale jej się nie dziwię. Ich opis, który przedstawiałaś w tym rozdziale, nie zachęca do polubienia ich. I nie wydaje mi się, żeby coś się miało zmienić w trakcie nadchodzącej rozmowy.
OdpowiedzUsuńAshlynn na pewno dobrze zna swoją siostrę i skoro wyczuwa coś dziwnego w jej zachowaniu, to coś istotnie musi być na rzeczy. Pojawia się coraz więcej pytań - lubię to :D z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, no i na pojawienie się Alexandra!
Pozdrawiam :*
Dziękuję za komentarz! ;)
UsuńCałuję :*
Tez sadze, ze Ashley kłamie i chyba specjalnie robi to az fak nieporadnie, prosi w tensposob o pomoc, tylko nie wprost... Moze ten jej narzeczony sie nad nia znęca? Coz, najwyraźniej z dwoch sióstr to Ashlyn, nie Ashley zawsze miała silniejsza osobowość. Trudno mi zrozumieć jej relacje z matka, ale lewnie jeszcze nie raz to pokażesz. Ogolnie było lepiej napisane niz pierwszy post, ale czasem przy prźechodzeniu z jednego wątku w drugi troche zgrzytało. Albo no. Ładny zgrabny opis, a pozniej nagle jedno zdanie dosc psujące koncepcje. Jedna i tak było lepiej, a treść mnie zaintrygowała, bo jeszcze zaczęłam sie zastanawiac, kim jest J (druga kwestia to tajemnica Ashley, jak juz wspominałam). Ponadto nie moge sie doczekać konfrontacji Ashlyn z matka, mysle,ze to nie obędzie sie bez kłótni. Szablon bardzo ładny. Podoba mi sie,ze zwolniłas z akcja i ze było wiecej opisów :) zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozdział Ci się spodobał.
UsuńPozdrawiam i postaram się jak najszybciej do Ciebie wpaść. :*
Zakłamana troszkę ta rodzinka. Wszyscy nieźle kręcą i kłamią. Ashley to już w ogóle wydaje się jakaś podejrzana. W końcu Ashlynn jest jej siostrą, bliźniaczką w dodatku, i myślę, że dobrze się zna na gierkach swojej siostry. Troszkę tak to dla mnie wygląda. Jakby Ashley pogrywała sobie z Ashlynn. Może chce zaciągnąć ją do rodziców i zmusić do zgody, kto wie? No... kto opowiada o swoim ukochanym w tak beznamiętny sposób?! Przecież to takie nieludzkie...
OdpowiedzUsuńNa razie nie mogę powiedzieć nic więcej, to wszystko jest takie tajemnicze w swojej normalności. Zwykły rodzinny konflikt, a jednak tak inny od pozostałych. A to dopiero! Poza tym, poprzedni zwiastun, jak i ten, bardzo mi się podobają. Są naprawdę świetne, dobra robota!
Pozdrawiam, CM Pattzy
http://at-your-command.blogspot.com/
http://oznakowana.blogspot.com/
Dziękuję za komentarz :)
UsuńŚciskam!
Szczerze powiem, że nie dodawałaś nic nowego tak długo, że niemal zapomniałam, co się działo w pierwszym rozdziale :(
OdpowiedzUsuńAle gdy tylko zaczęłam czytać, zaczęłam sobie przypominać. Już kiedyś to pisałam, ale uwielbiam twój styl. Jest taki płynny i przyjemny. Widać, że miałaś wenę do pisania, a jeśli nie to podziwiam jeszcze bardziej, bo wyszło naprawdę pięknie.
Szkoda, że wpis był taki krótki. W życiu nie powiedziałabym, że miał cztery strony, czułam, jakby miał jedną.
Ashlynn (piękne imię) nie miała łatwego dzieciństwa. Dla osób postronnych może się wydawać, że dorastała w kochającej, bogatej rodzinie, ale tylko ten drugi przymiotnik jest prawdziwy. Pieniędzmi szczęścia nie kupisz - powiedzenie to sprawdziło się w wypadku rodziny Maxwellów.
Nie dziwię się, że uciekła w wieku 18 lat, choć ja na jej miejscu wybrałabym inne miejsce, niż Nowy Jork. Tam każdy jest anonimowy, ogólnie to miasto bez charakteru.
Ashley coś kręci, nie ma wątpliwości. Tylko dlaczego? Dla mnie jest jasne, że nie kocha Marcusa tak, jak mówi, a mimo to bierze z nim ślub i zależy jej, by siostra uwierzyła w to, że są szczęśliwi. Dlaczego?
"Ona nie poszła w świat biznesu, tylko śladami jej ojca. Założyła firmę, gdzie w końcu mogła się spełnić." - a czy założenie firmy to nie biznes? :D
Czekam na Alexandra, czekam na Jamiego, czekam na rozmowę głównej bohaterki z rodzicami (coś czuję, że będzie awantura). Ogólnie powiem tak - z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Ten mi się bardzo podobał, ale zdecydowanie za krótki! :( Dołączam do obserwatorów, żeby widzieć, kiedy się pojawi (nie wiem, czemu nie zrobiłam tego wcześniej :o).
Życzę mnóstwa weny! :*
Dziękuję za taki długi komentarz :)
UsuńPozdrawiam :*
Jednak jestem już w obserwatorach... a na bloggerze nie pojawiła mi się informacja o nowym rozdziale :(
OdpowiedzUsuńKurcze, już któryś raz :c Muszę coś z tym zrobić, ale nie mam pojęcia co.
UsuńNaprawdę z czystym sercem, mogę powiedzieć, że te opowiadanie jest super. dużo nie napiszę, bo nie jestem jakoś super utalentowana w komentowaniu, ale jednak chcę pokazać, że czytam. Czekam na rozmowę z jej rodzicami, bo coś czuję, że nie będzie tak kolorowo i przyjemnie. Rozdział jest naprawdę dobry, oby tak dalej! Powodzenia w dalszym pisaniu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo dziękuję!
UsuńPozdrawiam! ;)
Coś czuje, że ten obiad...nie będzie zbyt miły. Jestem bardzo ciekawa jak zareagują rodzice na widok córki. Z drugiej strony jestem zaskoczona, że nie szukali jej. Dlaczego poddali się? Mam tyle pytań... Coś czuję, że Ashley wcale nie jest szczera z siostrą, ale w końcu od czegoś trzeba zacząć, prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://idziemypodwiatr.blogspot.com/
Wszystko się okaże ;)
UsuńPozdrawiam!
Rozdział super, ale poprzedni zwiastun mi się podobał sto razy bardziej, naprawdę. Moim zdaniem bardziej pasował, ale to twój blog :* Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńW zakładce nadal jest ten 'starszy'.
UsuńDziękuję za komentarz.
Pozdrawiam! :))
Zostawiłaś informacje u mnie w SPAMIE, więc od razu informuję, że odczytałam... Niestety, twoje opowiadanie to, jak to się mówi nie moja bajka. Chyba dawno wyrosłam z tego typu historii. Wszystko kręci się wokół problemów młodej kobiety, perypetie ze ślubem. Oczywiście piszesz niewątpliwie ciekawie miło czyta, ale nie zyskasz kolejnej Czytelniczki... Jeszcze raz przepraszam.
OdpowiedzUsuńHm, to dopiero dwa rozdziały, więc mało można powiedzieć o całej fabule. Jeszcze nie jedno może zaskoczyć, kryminał już się szykuje w następnym rozdziale, ale rozumiem. I tak miło mi, że wpadłaś.
UsuńPozdrawiam,
Sparrow
Hm. Ciekawi mnie, o co chodziło z tym telefonem do przyjaciela. Mam wrażenie, że chce sabotować ten ślub... No cóż, pewnie niedługo się przekonam.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi jest, czytając fragmenty o jej stosunkach z matką. Bycie tym "gorszym" dzieckiem w oczach rodziców z pewnością jest bolesne. Myślę, że mimo szczerych chęci nie polubię jej rodziców. W stosunku do Ashley również mam mieszane uczucia. A o tym jej pożal się boże narzeczonym nawet nie wspomnę.
Czekam na następną notkę (i e-maila od ciebie w wiadomej sprawie)! Buziaczki, Eli.
Niewiele się dzieje, Ashylnn pojawia się z Ashley w rodzinnym domu (żeby dowiedzieć się, że między innymi zlikwidowano jej pokój, chociaż to mnie raczej nie dziwi, skoro między nimi były tak napięte relacje). Zastanawia mnie to dziwne zachowanie Ashley, skoro na pierwszy rzut oka wraz z Marcusem wydawali się być doskonale dobraną, kochającą się parą, po tym rozdziale zaczynam odrobinę w to wątpić. Czyżby cały ich związek był jakimś odegranym przedstawieniem? Kurczę, to nie jest ta epoka na aranżowane małżeństwa, ani takie z rozsądku, ale pewne podejrzenia kiełkujące w mojej głowie zaczynają iść w tym kierunku. Chyba że Ashley jest w ciąży, ale nieeee… Takie rozwiązanie mi się zdecydowanie nie podoba, dlatego wolę go nawet nie rozważać. Ashley przedstawiła strasznie pobieżnie historię swojego związku z Marcusem, pewnie parę ważnych aspektów pominęła. (Wcale bym się nie dziwiła, gdyby Marcus wolał jednak facetów, bo jego fasada notorycznego podrywacza ocieka pewnym fałszem). Tak czy siak – coś dziwnego się tu dzieje i mam nadzieję, że w następnym rozdziale uchylisz nam rąbka tajemnicy. (; Współczuję Ashlynn, że musiała znowu wrócić do miejsca, które nie przywołuje zbyt wielu pozytywnych wspomnień, jednak w pewnym sensie może traktować to doświadczenie jako terapię. Widać, iż dzieciństwo odcisnęło na nią wielki wpływ i nie potrafi się pozbyć tych wspomnień. Przez ślub Ashley będzie musiała stawić czoła tym wszystkim demonom i jakoś je pokonać. Nie powinna aż tak obawiać się konfrontacji ze swoją matką. W końcu ostatni raz widziały się, kiedy Ashlynn miała osiemnaście lat i zdecydowanie była mniej pewna siebie. Teraz z perspektywy – osiągnęła co nieco w życiu, zdobyła doświadczenie, już nie jest tą „gorszą” siostrą, tylko sobą. Na główną bohaterkę czeka doskonała okazję na pokazanie swoim rodzicom, że udało jej się wiele osiągnąć bez ich pomocy. (No może ich pieniądze się przydały, ale przemilczmy to ;d). Ciekawi mnie też ten telefon do przyjaciela, który wisi jej przysługę. Czy Ashlynn planuje jakoś sabotować ten ślub (jak już ktoś przede mną to zauważył), a może planuje sobie załatwić partnera na uroczystość albo obiad z rodzicami? Pokazać im, jak to doskonale się jej układa. Że ma świetną pracę, chłopaka i całkiem przyzwoite życie. Okaże się przy obiedzie. Już sobie wyobrażam, jak siedzą przy staroświecko zastawionym stole. Matka na honorowym miejscu gospodarza domu świdruje nieprzychylnym spojrzeniem swoją córkę marnotrawną. Na pewno będzie oczekiwać opowieści, jak to Ashlynn źle się dzieje. Ociupinkę się zdziwi. Dziwi mnie, jaki cudem Jerry z nią wytrzymuje, jeśli matka bliźniaczek jest aż tak apodyktyczna, jak ją opisujesz. Przecież będąc na jego miejscu, zwiałabym, gdzie pieprz rośnie, gdyby taka osoba pojawiła się na horyzoncie. Albo pewnego piękne dnia, nie wytrzymałabym i jakimś cudem w moich rękach znalazłaby się siekiera… Widocznie miłość jest ślepa. Albo Jerry naprawdę to jakaś totalna lebioda, potrzebująca kogoś, kto będzie podejmował za niego decyzje. Różni ludzie chadzają po świecie. Wracając jeszcze do Eveline. Jej postać chyba najbardziej mnie fascynuje. Szczególnie zadaję sobie pytanie, czy ona zawsze była taką perfekcjonistką, która dąży do stworzenia idealnych córek. Być może kiedyś sama przeżyła jakąś traumę albo wobec niej kiedyś miano wysokie oczekiwania, którym nie podołała i to odcisnęło na niej jakieś piętno? Kto wie… Mam nadzieję, że postarasz się rozwinąć również ten wątek, bo niewątpliwie Eveline ma potencjał, o. (;
OdpowiedzUsuńW rozdziale odrobinkę brakuje Alexandra, akurat fragment o nim wpasowałby się idealnie do całość, ale z drugiej strony sama wiem, że czasem lepiej dodać coś szybciej w krótszej wersji, z czymś, co wydaje się być „dobre”, niż na siłę dopisywać coś, co prawdopodobnie okaże się kiepskie.
Wypiszę Ci tylko te „najbardziej” rzucające się w oczy błędy, bo Twoja beta trochę się spóźnia z poprawieniem tekstu, a jednak lepiej mieć go poprawionego chociaż częściowo, niż wiszącego z błędami, chyba. (;
„Czas leciał dla niej nieubłaganie” – to leciał jest zbyt potoczne, czas zwykle płynie.
„przez to majo miała” – majo Ci się wcisnęło tajemniczo między słowa.
Usuń„skrupółów” – skrupułów.
„Bolało ją to, że nikt nigdy w czasie kłótni nie stanął po tej stronie” – po jej stronie.
„wyszła, nie żegnając się nawet z nikim” – to „nawet” wydaje się zbędne, poza tym chyba w którymś rozdziale wspominałaś, że Ashlynn rozmawiała na koniec ze swoją matką, chyba że ja źle kojarzę.
„Z rodzicami bywała w Nowym Jorku, jednak nie na tak długo, jak żyją normalni ludzie” – niezgrabne to porównanie, nie za bardzo jestem pewna, o co chodzi…
„Ona nie poszła w świat biznesu tylko śladami jej ojca. Założyła firmę, gdzie w końcu mogła się spełnić.” – Założenie firmy = świat biznesu.
Gdzieś też rzuciło mi się powtórzenie „złość” w jednym zdaniu, zamień jedno na „gniew” i będzie git. Przecinkami, jakimś innymi rzeczami nie będę się zajmować, podejrzewam, że Twoja beta zajmie się tym lepiej niż ja. (; Ale z uwag ogólnych, tak na przyszłość, nie nadużywaj tak bardzo „się”, w tak krótkim tekście rzuciło mi się to w oczy. Popracuj też nad opisami, spróbuj je jakoś urozmaicić. Ogólnie, to widać, że robisz postępy, przynajmniej ja tak sądzę, mając w pamięci początek tego opowiadania. (;
Pozdrawiam,
Alathea
Alathea, z tym "się" to nie do końca tak, że należy je traktować jako powtórzenia. Język polski jest takim językiem, gdzie "się" jest bezpośrednio przyłączone do czasownika i nie da się tego czasami obejść. To tak jakbyś wytykała "he", "you", "we", "I" w angielskim. Po prostu to musi tam stać.
UsuńWybacz, że tak późno tutaj dotarłam! :D
OdpowiedzUsuńTo może zacznę od końca, bo nie mogę się doczekać ślubu i przede wszystkim rozmowy z rodzicami. Przecież powinni sobie wyjaśnić wiele spraw, aby nie robić niepotrzebnego zamieszania przypadkiem na uroczystości. Mam nadzieję, że pójdzie gładko, ale nie wiem co zaplanowałaś. ^^ Swoją drogą chciałabym dostawać tysiąc (chociaż złotych) jako kieszonkowe... Byłoby cudownie, no ale nie żyję w świecie tego opowiadania. Trochę mylą mi się postaci, lecz to do ogarnięcia myślę, ponieważ nie obracam się w kręgu tych osób. :D Dam radę! Przeczytam sobie jeszcze raz, żeby trochę wpoić sobie do głowy kto jest kim. Jednak nie chcę strzelać kim będzie Jamie, bo pewnie nie trafię... Zachowam przypuszczenia dla siebie, a sprawdzę w następnych częściach. Według mnie cztery strony w Wordzie są wystarczające, ponieważ nie są ani długie ani krótkie. Także czekam z niecierpliwością i jak dodasz rozdział to od razu go przeczytam, żeby później nie mieć zaległości. ;^;
Pozdrawiam i całuję~
Dziękuję za komentarz :)
UsuńJuż dawno dodałam sobie bloga do linków, ale jakoś nie po drodze mi było przeczytać, bo a to czasu brak, a to dodatkowe lekcje, bo za rok maturka (<3), a to milion innych spraw, które nikogo nie intere.
OdpowiedzUsuńI ty chyba znasz mój ból.
(Chyba dlatego czytam tylko trzy opowiadania)
Do rzeczy!
Rozdział jest krótki, właściwie to trochę takie lanie wody, ale wydaje mi się, że jednak konieczne. Wszystko idzie bardzo powoli, dowiadujemy się nieco o jej rodzinie, dzieciństwie może nie do końca, ale trochę przeszłości mogłabym rzec. Nie wiem na tym etapie, czy lubię główną bohaterkę, ale na pewno uwielbiam jej matkę, która chyba będzie/jest potępiona przez większość. Może poza tym szastaniem kasą bym ją bardziej lubiła, ale i tak uwielbiam. Jak na razie moja ulubiona postać. Taka stanowcza i władcza mi się wydaje z opisu Ashlynn, a jej mąż - taka ciapka. Chociaż i to ma swój urok!
Bardzo przyjemnie się czyta twoje teksty, bardzo. Masz niewiarygodnie lekki styl, nie przytłoczyły mnie w żadnym stopniu opisy, co czasem się zdarza na niektórych blogach. Szlag mnie trafi jak czytam pół-stronicowy akapit o opisie bluzki.
Takim akcentem zakończę mój komentarz.
Życzę ogromu pomysłów, chęci do pisania i przede wszystkim czasu.
Pozdrawiam,
Karia.
[the-black-time]